Dokąd zmierzasz z całym swoim
majdanem doświadczeń i przemyśleń, przepełniona smutkiem i goryczą? Czego
szukasz na świecie pełnym zawiści, kłamstwa i egoizmu? Co chcesz tutaj
osiągnąć, przecież to jest pozbawione jakiegokolwiek sensu? To niepodobne do Ciebie,
zbuntowana nastolatko, uwięziona w ciele dorosłej kobiety. Płacz wisi Ci na
końcu nosa, chcesz uciec, odejść, odnaleźć swój azyl, schronić w nim wszystko,
co dla Ciebie najważniejsze, lecz takiego miejsca nie ma.
Oryginalnej
urody blondynka pali papierosa w oknie szarej kamienicy. Dym unosi się z
trzeciego piętra, rozmywając się zaledwie pół metra wyżej i znikając w nicości.
Lekki wiatr rozwiewa jasne włosy, delikatnie drażniąc skórę na policzkach. Na
szerokim parapecie stoi czerwony kubek, z którego unosi się para,
rozprowadzając cudownie kojący zapach waniliowej kawy. Niedopałek rzuca na
chodnik, obserwując, jak przechodzący tamtędy mężczyzna unosi wzrok, próbując
zlokalizować kto niepokoi jego spokojny spacer. Dostrzega swoją małą Lottie,
która upija łyk gorącego napoju z niemalże niedostrzegalnym uśmiechem na
ustach. W jej oczach iskrzy smutek, gdy wychyla się, by pomachać do niego
dłonią.
Charlotte Fleur,
08.03.1989 rok,
Portland
menadżer zespołu rockowego Fear&Cry
Charlotte Fleur,
08.03.1989 rok,
Portland
MEET || SEE || LOVE
[zakładki w budowie]
[Brittany <3 Witaj na blogu! Pamiętam w jakim szoku byłam, kiedy dowiedziałam się, że Murphy nie żyje. Trzy lata po jej śmierci! o.O Masz pomysły na wątek? ;)]
OdpowiedzUsuń[Skoro chcesz zacząć, to cudownie. Ja rozpisywać też się lubię, ale w ostatnim czasie - nie umiem. Pomińmy fakt, że Williams jest prawnikiem korporacyjnym, ale może chyba być adwokatem zespołu? Dajmy na to, że ktoś pozwał Fear&Cry o plagiat czy coś gorszego i siecią znajomości Charlotte dotarłaby do Harveya, który wziąłby to sprawę i po wygranej został ich stałym prawnikiem? ;)]
OdpowiedzUsuń[Dobrze, dobrze. Mnie jutro może nie być, a nawet jeśli to na chwilkę, ale bez obaw - wrócę i odpiszę, więc nie musisz się śpieszyć ;)]
OdpowiedzUsuńPraca pochłaniała większość czasu większości ludzi, zatem Charlotte nie była wyjątkiem. Oczywiście, że istnieli też tacy, którzy robili wszystko, aby za wszelką cenę godzić życie zawodowe z prywatnym. Jedno było pewne w stu procentach - do tych osób nie należał Harvey Williams. Kochał żonę, to było jasne, nawet jeśli nie okazywał jej tego codziennie, nawet jeśli nie szeptał jej codziennie czułych, słodkich słówek do ucha. Był Harveyem, człowiekiem, któremu daleko było do prostoty. Żona, kochana przez niego małżonka, była w ostatnim czasie mniej ważna od pracy, której oddawał się bez chwili zastanowienia. Prawo było jego kochanką, rozprawy wygranymi wojnami. Poprawiał tylko dumnie krawat, gładził materiał marynarki lub prostował mankiety koszuli i unosił głowę ku górze, posyłając wszystkim mistrzowski uśmiech. Oczywiście, że był zadufanym w sobie pajacem. Na takiego człowieka wychowali go rodzice.
OdpowiedzUsuńChętnie odebrałby telefon, bo był uprzedzony, że będzie dzwoniła do niego młoda pani menadżer. Ale rozprawa sądowa przedłużyła się. Trwała dwie godziny dłużej niż zakładał. Bał się, przez większość czasu bał się, że po prostu przegrał. Pierwszy raz od paru miesięcy dopuścił do siebie taką możliwość. Niesłusznie. Kolejna wygrana zaistniała na jego koncie.
Wychodząc z sali rozpraw i żegnając się z klientem, wyszedł przed budynek sądu, włączając w końcu telefon. Parę wiadomości od żony, kilka nieodebranych połączeń i wiadomość głosowa od nieznajomej kobiety. Najpierw wykonał telefon do domu, uprzedzając, że nie wróci od raz. Wybierając numer do menadżerki, siedział w swoim BMW x5 i czekał, aż kobieta odbierze. Dołączył do ruchu, a kiedy zatrzymał się na światłach, wystukiwał palcami "melodię", którą właśnie miał w głowie.
[Wybacz jakość :)]
[Cześć :) jakiś pomysł na wątek? ;D]
OdpowiedzUsuńStephanie